Dojenie nie takie proste

Dojenie nie takie proste

Nie mieliśmy pomysłu na wakacje. Zawsze to samo, czyli jechać za granicę i zwiedzić wszystko, co się da. Przyjeżdżam zmęczony i nie mam ochoty od razu iść do pracy a niestety trzeba. Postanowiłem zaproponować żonie urlop w polskim gospodarstwie agroturystycznym. Na początku się przeraziła i oczywiście odmówiła. Po czasie, czyli kiedy już porozmawiała z koleżankami na ten temat, stwierdziła, że można zaryzykować. Pojechaliśmy. Nie byle gdzie, bo na mazury. Nie wiedzieliśmy tak naprawdę, czego się spodziewać po tego rodzaju rekreacji. Po przyjeździe gospodarze ugościli nas ciepłym obiadem i bardzo zimnym kompotem, bo był środek lata. Ucieszeni rozgościliśmy się w kwaterze. Dom ogromny, 4 pokoje, w każdym pokoju łazienka i aneks kuchenny. Nie wiem, po co, bo tak naprawdę codziennie schodziliśmy na wszystkie posiłki do gospodarzy. Co dziwne nigdy nie chcieli za to pieniędzy. Jakie było moje zdziwienie, kiedy zaproponowali mi wydojenie kozy. Bałem się, ale oczywiście po męsku zgodziłem się i poszedłem z gospodynią. Podłożyła kubek pod wymiona i kazała ciągnąć. Najpierw pokazała jak to się robi, w duchu się zaśmiałem, ze takie to proste, po co w ogóle pokazuje. Jednak, gdy wziąłem się do roboty, mina mi zrzedła. Ciągnąłem i nic nie leciało. Dlaczego, skoro robiłem tak jak ona mi pokazała. Był na to pewien chwyt, który załapałem po kilkunastu minutach. Udało się po długim czasie. Był to najbardziej ekscytujący urlop w moim życiu.